Flambirowane kotlety ze schabu z sosem z zielonek
Dawno nie było u mnie czegoś konkretnego. W związku z
akcją czystek zamrażarkowych wygrzebałam zielonki. Miałam w swoich zbiorach
przepisowych głęboko schowaną recepturę Karola Okrasy na flambirowane kotlety
ze schabu z sosem z zielonek. Najbardziej przerażało mnie flambirowanie i po
raz pierwszy to robiłam. Oprócz przerażenia towarzyszyło mi uczucie
podekscytowania. Na pewno zabieg ten nie był na pokaz, jak to bywa w drogich
restauracjach, aby zrobić wrażenie na gościach.
Teraz troszeczkę
teorii celem wprowadzenia. Nazwa pochodzi od francuskiego „flambé”, czyli
„płonący”. Technika ta polega na polaniu jedzenia alkoholem, najlepiej brandy,
koniakiem lub rumem i podpaleniu go. Alkohol wypala się błękitnym płomieniem,
zostawiając delikatny posmak użytego alkoholu. Tylko trunki z wysoką
zawartością alkoholu mogą być użyte do flambirowania jedzenia. Piwo, szampan i
większość win nie zdaje egzaminu. Do flambirowania najlepsze są trunki o 40%
zawartości alkoholu. Te o zawartości wyższej niż 60% są odradzane, ponieważ są
łatwopalne i mogą stanowić zagrożenie podczas zapalania. Podczas
zapalania potraw warto mieć w pobliżu dużą metalową pokrywkę, za pomocą której
można szybko ugasić ogień, jeśli wymknie się spod kontroli.
Na pewno flambirowanie jest bardzo widowiskowe. Dania
zyskują ciekawszy i bardziej wykwintny smak. Jednak jako początkująca
miałam pietra:-). Skończyło się podwójnym sukcesem - obyło się bez strat i
degustujący byli zachwyceni smakiem mięsa.
- 500 g schabu wieprzowego bez kości,
- 1 cytryna,
- 3 ząbki czosnku,
- 250 g świeżych grzybów - zielonek,
- 1 łyżeczka suszonego majeranku,
- 1 łyżki masła,
- 150 ml słodkiej śmietanki,
- 150 ml czerwonego wytrawnego wina,
- 1 łyżka tartego chrzanu (użyłam chrzanu ze słoiczka),
- 100 g konfitury z aronii ( ja dodałam żurawiny),
- 50 ml whisky,
- 1 łyżka oliwy,
- sól, pieprz, olej.
Przygotowanie:
Schab wyczyścić z włókien i tłuszczu, pokroić na kotlety grubości około 2,5 cm, po czym zamarynować w soli, pieprzu, startej skórce z cytryny, plasterkach czosnku i oliwie; odstawić. Oczyszczone, umyte i obrane grzyby - zielonki, pokroić w grubsze kawałki; podsmażyć je na rozgrzanej oliwie, a następnie dorzucić rozgnieciony ząbek czosnku, suszony majeranek, sól, pieprz i 1 łyżkę masła; dusić na wolnym ogniu przez 20 minut. Kiedy grzyby zmiękną, dolać śmietankę i dorzucić chrzan; chwilę dusić, aż śmietanka dobrze się wchłonie.
Do drugiego rozgrzanego naczynia wrzucić rozgnieciony ząbek czosnku, wlać czerwone wino i gotować, aż wino odparuje do 1/3 objętości; do zredukowanego wina dodać konfiturę - owoce i trochę syropu; potem dodać masło i dusić do uzyskania gęstej konsystencji.
Na rozgrzanej patelni smażyć zamarynowane kotlety ze schabu (bez oleju, wystarczy oliwa z marynaty) i smażyć na złoty kolor z obu stron; kiedy kotlety się zrumienią, dolać whisky i podpalić zapalniczką. Po wypaleniu się całego alkoholu kotlety będą gotowe.
Na talerze wyłożyć sos z zielonek, na to ułożyć kotlety ze schabu, a na koniec udekorować konfiturą z żurawiny i wina.
Ulala!!
OdpowiedzUsuńNie dojrzałam jeszcze do podpalania w domu, widziałam w knajpach i zawsze bardzo mi się podobało, wszystko przede mną, Twój obiad pierwszorzędny!!!
Dzięki Agatko. Byłam zestrachana na maksa;-)
Usuńno Kochana jak dla mnie klasa! chyba bym się nie odważyła, super danie:)
OdpowiedzUsuńNie będę namawiać, ale smak mięsa boski :-)
Usuńwierzę, wierzę na pewno super:)
UsuńMarzenko, gratuluję odwagi i Sukcesu....:)
OdpowiedzUsuńDanie wygląda smakowicie, z ogromną chęcią bym takiego schabu spróbowała...:)
Ściskam serdecznie i buziaki zostawiam...:*:*:)
Olusia dzięki serdeczne:-)
UsuńZapowiada się smakowicie, poczekam na jesienne zielonki i koniecznie przygotuję i dla nas :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepyszna uczta!
OdpowiedzUsuń! czysta klasa i :) nic dodać nic ująć, bosko u ciebie!
OdpowiedzUsuńFantastyczne danie, Ty nasza dzielna Piromanko!:-)))
OdpowiedzUsuńO a jak pieknie wyglada na talerzu!
OdpowiedzUsuńUwielbiam zielonki!
OdpowiedzUsuńDobrze, że wyjaśniłaś co to to flambirowanie :D
Brawo! :))
Marzeno, Ty jednak jesteś dla mnie Mistrzem. W życiu bym nie wiedziała, że flambriowanie to właśnie ogień na żarełku...
OdpowiedzUsuńMało tego! Mama grzybiara, a ja nie znam zielonek!!! Widać w naszych lasach takich nie ma, czy co? Może nazwa inna?
Schab i grzyby - boskie połączenie - wypróbuję, choć ze strachem...
Zielonki to gąski zielone, z pewnością je znasz...:)
Usuńnie wiedziałam, że tak się to nazywa. człowiek się uczy całe życie, kiedyś może wypróbuję, bo na razie brak mi odwagi:P
OdpowiedzUsuńZazdrszczę ci tych zielonek , ja jeszcze nie jadłam świeżych grzybów w tym roku:-) schabik super
OdpowiedzUsuńAle uczta! Szalejesz, Marzenko!Pięknie to skomponowałaś;)
OdpowiedzUsuńMniam, mniam! Jakie pyszności! :)
OdpowiedzUsuńAle pyszności zaserwowałaś!!
OdpowiedzUsuńsame zagadaki dzisiaj w przepisie :D nie wiedziałam, że tak się mówi na grzyby :O
OdpowiedzUsuńA technika płomienia-meega.. Super, że się udało:D
Nieźle - gratuluję odwagi :D Musiało super wyglądać :)
OdpowiedzUsuńula lala wspaniałe danie ;) jak to mięsko przyrządzone przez Ciebie to na pewno by mi smakowalo ;)
OdpowiedzUsuńMarzenko, widowiskowo i zjawiskowo, konkretnie, a schaboszczak nabrał charakteru iście królewskiego dania.
OdpowiedzUsuńmogę sobie to tylko wyobrazić, ponieważ nigdy nie jadłom i nie przyrządzałam tak mięsa :)
OdpowiedzUsuńflambirowany schab - dla mnie brzmi kosmicznie (w sensie totalnie zaskakujaco, bo zwykłego schaba nie podejrzewałabym o takie rzeczh :))
OdpowiedzUsuńpyszna propozycja!
Pysznie wygląda,aż muszę się kiedyś odważyć i spróbować ,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa się zawsze bałam, że przy flambirowaniu puszczę z dymem kuchnię i mieszkanie, ale jak się okazuje nie taki ogień straszny :-)
OdpowiedzUsuńsama nazwa flambirowanie:) brzmi jak niezbyt prosta czynność:)
OdpowiedzUsuńale było warto
pysznie to wszystko wygląda!
Znając moje szczęście spaliłabym pół kuchni:)
OdpowiedzUsuńAle danie bardzo kuszące, przyznaję :)
Danie wygląda smakowicie! Aż chce się spróbować :D
OdpowiedzUsuń